Fundacja Pegasus ... i Ty możesz nam pomóc w ratowaniu koni
  Budzentyn-bylismy tam w pore
 

"Tysiąc koni przepuszczamy, a jednego zatrzymamy..."

Nasza ostatnia wizyta w Bodzentynie miała miejsce 11 września 2006 roku. Gdy przyjechaliśmy na targ, okazało się, że największe transporty już odjechały. Kończono załadunek zwierząt do ostatnich ciężarówek. Ogromnie przykro było nam patrzeć na upychanie koni w przyczepach, słuchać wulgarnych pokrzykiwań handlarzy. Wiedzieliśmy jednak, że bez obecności ITS niewiele możemy zdziałać. Zdecydowaliśmy, że kupujemy jednego konia i podzieliliśmy się na dwie grupy. Zależało nam także na zrobieniu kilku zdjęć. Trzeba przyznać, że niełatwo poruszać się po targu bez zwracania na siebie uwagi jeśli jest się kobietą. Środowisko handlarzy jest zdecydowanie zdominowane przez mężczyzn, więc nasza obecność wzbudzała ich zainteresowanie.
W końcu znaleźliśmy konia, którego postanowiliśmy kupić. Nie była to wcale łatwa decyzja. Zawsze towarzyszy nam dylemat związany z kryteriami, którymi powinniśmy się kierować. Czy należy ratować zwierzę stare i chore i dać mu szansę na krótkie, ale szczęśliwe życie w Fundacji? Czy raczej decydować się na źrebaka, który ma jeszcze wiele lat przed sobą? A jeśli tak, to na którego? Tym razem padło na dorosłą klacz, która stała uwiązana do przyczepki i rżała ze zdenerwowania. Dała do siebie podejść, ale nie był to objaw zaufania wobec człowieka, a raczej paraliżującego strachu. Nie obyło się bez targowania i plucia na rękę. Dobiliśmy targu przekonując, że szukamy lekkiego konia do rekreacji. Garonna - bo tak na imię ma nowa kobyłka, grzecznie doszła do naszej przyczepki. Wsiadła bez najmniejszych oporów i pojechała na kwarantannę na warszawski Służewiec. W czasie, gdy my rozmawialiśmy z właścicielem klaczy, pozostali znaleźli konia z tak przerośniętymi kopytami, które uniemożliwiały mu poruszanie się. Ponieważ na miejscu znajduje się punkt bezpłatnego rozczyszczania prowadzony przez "Animals Angels", poprosiliśmy ich o interwencję. Zaniedbanie ze strony właściciela sprawiło, że potężny, zimnokrwisty ogier był w zasadzie unieruchomiony. Dzięki szybkiej reakcji weterynarza i sprawnemu kowalowi, po krótkim czasie, koń mógł swobodniej chodzić. Niestety ani w momencie przeprowadzania konia na miejsce zabiegu, ani tuż po nim nie dowiedzieliśmy się kto jest właścicielem zwierzęcia. Około godziny 8 rano targ rzeźny zmienia oblicze - staje się w zwykłym obiektem handlowym. Wywozi się konie, a wwozi całe mnóstwo innych produktów - artykułów spożywczych, mebli, tekstyliów...

Bodzentyn 20.09.2004 r.

Poniedziałek 20.09.2004 o 7.00 rano, na targu w Bodzentynie ok. 500 koni. Jak zwykle widok jest dramatyczny. Nerwowe transakcje, wpychanie koni do cieżarówek, smaganie koni batami, ciągniecie, walenie czym popadnie. Wiele koni zamiast kantarów ma zaciśnięte i mocno wpijające sie sznury na głowie, zamiast wędzideł, łańcuchy od motocykli. Konie są pokaleczone, niektóre mocno kulejące, bardzo cierpią.

Wsród nich na żwirze leży koń, ledwo dyszy, jest przeraźliwie chudy. Na pytanie czyj on jest, pusty śmiech handlarzy. Obok stoją jeszcze dwa, wyczerpane, zamorzone i apatyczne konie. Nieopodal przywiązana do ciężarówki słaniająca się ze zmęczenia i bólu (ostry ochwat) kobyła. Oprócz silnego przykurczu, zaniku mięsni ma poważne rany i odleżyny na całym ciele. Przyprowadzony lekarz weterynarii twierdzi, że nie przeżyje transportu dluższego niz 30 km. Zostaje skierowana na ubój sanitarny w celu ulżenia cierpieniu. Właściciel oprócz poniesienia kosztów uśpienia klaczy nie ponosi żadnej odpowiedzialności za okrutne traktowanie konia!

W tym dniu Fundacja Pegasus wraz z Inspekcją Transportu Drogowego i lekarzem weterynarii, zorganizowały akcję kontroli warunków na targowisku i pojazdów przewożących konie. Jest to pierwsza akcja z szeroko zakrojonej kampanii "Transport KONtrolowany", o której napiszemy juz wkrótce więcej. Zostało zatrzymanych kilkadziesiąt pojazdów, zabrano kilka dowodów rejestracyjnych i wlepiono kilkanascie mandatów. Wiele z tych pojazdów nie spełniało warunków do przewożenia koni, kilkanaście bylo przeładowanych, w kilku zwierzęta nie miały odpowiedniej sciółki. Niejednokrotnie trzeba było przekręcac konie ustawione w poprzek, tak aby w trakcie transportu nie zostały stratowane.

Warunki na targu nie uległy zmianie, pomimo składanych petycji, licznych kontroli i próśb. Jedyną zmianą jest to, że wybudowano trochę dłuższa rampę do rozładunku zwierząt, ale sposób ich wyładunku nie zmienił się. Wielu handlarzy bestialsko traktuje konie, same konie oprócz utuczenia ziemniakami maja liczne rany, kulawizny, ślady po bacie. Lekarze weterynarii zawsze obecni na targu nie widzą w tym nic strasznego i jeżeli nie ma zagrożenia życia zwierzęcia nie ingerują.

Tego dnia dla dwóch koni zaczęło się nowe życie. Komitet Pomocy dla Zwierząt w Tychach wykupił konia skrajnie wyczerpanego, zamorzonego i z odleżynami. Koń ten leżal bezwładnie, poderwanie go wiązało się z wielkim wysiłkiem zarówno dla konia jak i ludzi. Wsród drwin i głupich uśmiechów ze strony handlarzy koń powłócząc nogami został wyprowadzony na zewnątrz targu, gdzie znów się położył. Dopiero po podaniu mu wzmacniającej kroplówki udalo się wprowadzic go do przyczepy.

Drugiego konia wykupiła Fundacja Pegasus. Jest to młody 1,5 roczny ogier, który od 7 miesięcy pracował w lesie przy zwożeniu drzewa. Jak łatwo sie domyślić taka praca dla młodego konia to tak jakby siedmioletniemu dziecku kazać pracować w hucie.

Bodzentyn 10.11.2003 r.

Bodzentyn 10.11.2003. godzina 6.00 rano, na dworze jeszcze ciemno, powoli zaczyna świtać. Na teren targu zaczynają wjeżdzać Tiry, cieżarówki, traktory z przyczepami, Nysy, Zuki i wiele innych samochodów z których dobiega glosne rzenie, odgłosy walenia kopyt. Po otwarciu trapów dosłownie wypadają i wyskakują przerażone konie. "Oporne" osobniki wygania się widłami, deskami, batami i czym tam popadnie. Ok. godziny 7.00 na terenie targowiska znajduje się około 500 koni, a cieżarówki wciąż wjeżdzają. I tu zaczyna się gehenna dla większości zwierząt. Szybkie transakcje, wpychanie do ciężarówek tyle koni ile wejdzie. Słychać pisk, żałosne rzenie, kopanie w burty samochodów. Po trzech godzinach z targowiska zaczynają wyjeżdzać załadowane ciężarówki. Na placu pozostaje niewielka ilość koni. Właściciele stają się coraz bardziej nerwowi, szukają chętnych na swoje konie. Wściekli zaczynają odgrywać się na zwierzętach, szturchają, smagają batem. Przerażone konie czując nerwowa atmosfere, zaczynają kopać się między sobą, stają dęba, rżą. Nie zdają sobie sprawy, że być może darowany jest im jeszcze jeden tydzień życia do następnego poniedziałku, do następnego targu. Tydzień, ale tydzień męczarni, gdyż wściekli właściciele nafaszerują je kilkudziesięcioma kilogramami parowanych słonych ziemniaków aby zwiększyć wagę i poprawić wygląd.

Tego dnia z targowiska w Bodzentynie wyjechały też cztery konie, które zostały wykupione przez Fundację PEGASUS i Komitet Pomocy Zwierzętom w Tychach. Konie te nie byłyby w stanie przeżyć długiego i morderczego transportu.

Bodzentyn 15.12.2003 r.

Bodzentyn 15.12.2003 r. godzina 6.00 rano. tym razem targ opuściłyśmy z Jasna i Jasmina, piecio- i siedmiomiesięcznymi źrebaczkami. Nie obyło się bez utarczek słownych z handlarzami, którzy twierdzą, że im ”psujemy rynek” kupując zabiedzone, często chore, kontuzjowane konie. Jednak dobre samopoczucie zrebiąt, gdy dotarły w bezpieczne miejsce potrafi wynagrodzić wszystko. O ich Nowym życiu w naszym ośrodku przeczytacie pod hasłem: NASZE KONIE. Aż się nie chce wierzyć, że mogłoby ich z nami nie być...


 
   
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja